Nigdy nie byłam jakoś specjalnie fanką mięsa, mogłam spokojnie żyć nie jedząc mięsa kilka dni czy tygodni, nie brakowało mi go. 1,5 roku temu uznałam, że mięso w sumie nie jest mi potrzebne do niczego, mogę przetrwać zachować zdrowie bez niego, tylko muszę wiedzieć jak. Z racji mojego wykształcenia różne rzeczy związane z dietetyką nie były mi obce, ale nie na tyle, żeby z głową, sama z siebie wiedzieć jak będzie optymalnie, więc cały grudzień 2018 roku czytałam jak najwięcej o diecie wegetariańskiej i wegańskiej. Wtedy odkryłam, że bliżej mi do weganizmu, a że wyeliminowanie produktów odzwierzęcych już nie było dla mnie takie proste, bo np. kochałam żółty ser, potrzebowałam głębiej wczytać się w możliwości i ograniczenia diety wegańskiej.
Dużo czasu spędziłam nad dietą, ale w między czasie oglądałam sporo filmów i filmików opowiadających o hodowli zwierząt, ich wykorzystaniu i wpływie tego na środowisko naturalne. Nie są to przyjemne widoki, hodowla przemysłowa jest strasznym okrucieństwem, a ja uważam się za przyjaciela zwierząt, więc nie chcę przyczyniać się do cierpienia kota, psa, świni, krowy czy kurczaka. Nie rozumiem też ludzi, którzy polują, wydaje mi się, że dookoła nas jest tyle cierpienia i śmierci, że dodatkowo zabijanie zwierząt nie po to aby przetrwać, lecz dla własnej przyjemności czy sportu, to nieludzkie. Ważne jest dla mnie środowisko naturalne, dlatego jeśli przez niejedzenie mięsa mogę przyczynić się do tego, by ograniczyć emisję gazów cieplarnianych, wycinkę lasów pod hodowle i uprawy przeznaczone na paszę dla zwierząt, zużycie wody, zanieczyszczenie powietrza i wód, to wiem że to dobry krok.
Nikogo nie namawiam na weganizm, ale ograniczenie spożycia mięsa i produktów odzwierzęcych ma pozytywny wpływ nie tylko na zwierzęta i środowisko, lecz także na zdrowie człowieka. Warto jeść jak najbardziej różnorodnie i próbować nowych rzeczy.
I może wydaje się że w obliczu obecnej sytuacji weganizm nie jest sprawą, na której warto się skupić, zastanawiać się nad nią czy ją roztrząsać, aczkolwiek czy nie macie takiego wrażenia, że gdyby ludzie lepiej zarządzali zasobami zwierzęcymi, to nie doszłoby do tego wszystkiego ?
Bowiem od wielu lat naukowcy, ludzie zajmujący się epidemiologią ostrzegali, że targi zwierząt głównie w Azji są tykającą bombą, że hodowla przemysłowa prowadzi do zubożenia w gatunki środowiska, a co za tym idzie, patogeny mogą “hulać” wśród zwierząt oraz dowolnie ewoluować przez co nie tylko będą trudniejsze do zwalczania w monokulturach, ale także będą nabywać cech umożliwiających im przenoszenie się między gatunkami, w tym na człowieka.
Zacznijmy od targów zwierząt niezależnie do miejsca na świecie. Są to miejsca, gdzie spotykają się różne gatunki zwierząt, często w mało higienicznych warunkach, które w naturze nigdy by się nie spotkały lub ich kontakty byłyby mocno ograniczone. Co za tym idzie? Zwierzę X będące nosicielem wirusa (w sumie może być też inny patogen) XA jest na niego odporne, wirus sobie w nim lub na nim przebywa (wirusy nie żyją), zwierzę X nie ma żadnych objawów potencjalnej choroby. Na targu klatkę ze zwierzęciem X postawiono obok klatki ze zwierzęciem Y, które pierwszy raz mają ze sobą styczność kiedykolwiek. Pracownik, handlarz czy potencjalny kupiec ogląda zwierzę X, dotyka zwierzęcia lub jego wydzielin i wydalin (nawet przypadkowo). Następnie przechodzi do zwierzęcia Y i robi z nim dokładnie to samo co z X i mamy przeniesienie niegroźnego patogenu dla zwierzęcia X na zwierzę Y, które nigdy wcześniej nie miało styczności z XA. (teraz będzie część trochę jak w reklamie Play z Kubą Wojewódzkim i Andrzejem Grabowskim) Teraz mamy dwie możliwości, albo okaże się, że patogen XA nie jest taki straszny, mało zjadliwy, więc nic się nie dzieje złego, albo wywołuje on objawy choroby u zwierzęcia. Jeśli wywoła objawy choroby, to może okazać się, że patogen jest tak zjadliwy i niebezpieczny, że zabije zwierzę właściwie od razu (po kilku godzinach, dniach) albo da objawy choroby, zwierzę wróci do stada no i się zacznie. Tu też mamy kilka opcji, zwierzęta będą chorować, ale uda się je uratować (będzie lek, objawy ustąpią samoistnie) albo będą chorować, choroba będzie wyniszczająca, będzie prowadziła do śmierci, ale wcześniej zdążą zarazić innych członków stada. Hm, brzmi znajomo ?
Targi zwierząt w Azji są też szczególnym zjawiskiem, ponieważ tam głównie sprzedaje się zwierzęta egzotyczne, będące rezerwuarem różnych patogenów, często nieznanych, wcale albo słabo przebadanych pod względem ewentualnej możliwości transmisji międzygatunkowej.
Hodowla przemysłowa to taki wymysł człowieka, gdzie na małej powierzchni stłoczonych jest mnóstwo osobników jednego gatunku. Niech tylko jedno zachoruje na jakąś chorobę, jak nad jej rozprzestrzenianiem się zapanować ? Albo wszystkim trzeba podać leki (mówimy tu nierzadko o tysiącach osobników), jeśli się da to odizolować chore, albo wszystkie trzeba uśpić?
Wolałabym też nie wymieniać wszystkich możliwych chorób przenoszonych przez zwierzęta, od których może zarazić się człowiek, od prionów, wirusów, bakterii do pasożytów, z tym że zaznaczyć tu warto że większość z nich to choroby tzw. “brudnych rąk”. Więc mycie częste rąk może skutecznie chronić nas przed zoonozami. No i oczywiście nie można zapomnieć, że sporo patogenów chorobotwórczych kryje się w glebie i wodzie, więc mycie warzyw i owoców też jest nieodzowne, bo o ile nie rośliny nie zarażą cię raczej niczym, to na ich powierzchni można znaleźć wiele ciekawych rzeczy.
Tutaj chciałabym polecić zainteresowanym książki:
“Epidemia. Od dżumy przez HIV po ebolę” S. Shah oraz
“Prawa epidemii. Skąd się epidemie biorą i czemu wygasają” A. Kucharski
Polecam też filmy dostępne na yt:
Uwaga Naukowy bełkot: https://youtu.be/zFvsYoKL5C8
Kasia Gandor: https://youtu.be/UXxwnpWgx-4
Komentarze
Prześlij komentarz